Każda praca jest najtrudniejsza
Każda praca jest najtrudniejsza – tzn. dla kogoś. Obiektywnie rzecz ujmując, każda praca wymaga pewnego rodzaju kwalifikacji (talentów? ), których jeśli nie posiadamy, wykonanie jej będzie dla nas trudne.
Praca na kasie
Przykładowo – sam wielokrotnie się w pracy stresowałem i nadal stresuję – jednak pracą, która była absolutnie poza moimi możliwościami była ta na kasie w sklepie. Kompletnie się do tego nie nadawałem, każda chwila kiedy stał przede mną klient, któremu trzeba było policzyć rachunek za towary, jakie chciał nabyć, była dla mnie apogeum stresu. Nie żartuję. Co ciekawe – moje zdolności, które powinny mnie w takich chwilach wspierać – miałem wyróżnienia w konkursach i olimpiadach matematycznych – zanikały. Coś kosztowało 5,20, klient dawał mi 10zł. Nabijałem 10zł, żeby kasa obliczała mi resztę do wydania. Klient w międzyczasie mówił: dam Panu 20gr, będzie lepiej wydać. Ja już miałem kompletne zaćmienie i panikę w oczach absolutnie nie do ukrycia przed klientem. Grzecznie odmawiałem i wygrzebywałem 4,80zł z kasy zgodnie z tym co podpowiedział mi wyświetlacz. Byłem bardzo dobry w liczeniu i myśleniu abstrakcyjnym, myśleniu liczbami, lecz z jakiegoś powodu stres jaki odczuwałem podczas tego zajęcia zupełnie odcinał moje naturalne zdolności analityczne. A jak pojawiało się na taśmie pieczywo – panika gwarantowana. Na sklepie – 15 rodzajów bułek. Na mojej ściądze – również 15. Tyle, że w wersji słabo wydrukowanej, wyblakłej i używanej przez poprzednich 32 pracowników tymczasowych pracujących na kasie przede mną przez ostatnie 7 miesięcy. Wklepać 1123 jako grahamka, czy 1162 jako razowa? Panika!
Spotkanie teorii z praktyką
Wstęp przydługawy, ale kluczowy i to nie taki bez sensu. Why? A no dlatego, że wchodząc w nową rolę można się przekonać, czy ma się to coś (czasem coś bardzo swojego) do jej realizowania, czy też się tego nie ma. Czy praca będzie stresująca i satysfakcjonująca, czy tylko stresująca? Czy wejście w nową rolę było krokiem we właściwą stronę, czy nie? Czy było słuszną decyzją (i nie tylko moją, ale też tych, którzy mi rolę powierzyli) czy nie? Przy przechodzeniu z roli specjalisty na rolę liderską takie i inne pytania i wątpliwości pojawią się na pewno. Z mojego doświadczenia wynika niestety, że firmy nie mają dobrych narzędzi i nawyków do wdrażania nowych liderów w ich stanowiska. Naprawdę – żadne szkolenie – jednodniowe, tygodniowe, lokalne, wyjazdowe, czy rozłożone np. w pół rocznym okresie nie wesprze wystarczająco nowych liderów należycie w wejściu w rolę. Wesprze trochę, ale nie wystarczająco. Można dowiedzieć się jakie są narzędzia do dawania feedbacku, można nawet dowiedzieć się czym jest model GROW, ale co nam z teorii?
“In theory, practice is much closer to theory, than in practice” haha!
Ze szkoleń należy korzystać, szukać ich, inspirować się. Co jednak z tego, że przeczytamy i posłuchamy jak kopnąć piłkę, żeby się “podkręciła” skoro w praktyce tego nie próbowaliśmy? No dokładnie. Trzeba więc próbować i próbować i próbować. I w końcu wyjdzie. Ale to z piłką. Jesteś sam – Ty, boisko i piłka. Trenujesz, zmieniasz, eksperymentujesz, jedziesz, poprawiasz, masz efekty, poprawiasz, dochodzisz do wymarzonego rezultatu. Z trenerem – pewnie byłoby szybciej – słuchaj – ale masz zbyt długi nabieg, wystarczą cztery kroki, albo – słuchaj – uderz piłkę w tym a w tym miejscu ze stopą tak i tak ułożoną. I co, działa? Działa! Samemu poszło, ale z trenerem jeszcze szybciej.
Problem w tym, że w niektórych przypadkach, nie masz zbyt wiele czasu i możliwości na eksperymentowanie. Przywództwo, leadership w firmie jest jednym z takich miejsc. Nie wyjdzie? Nie wychodzi? Niedobrze, bo ludzie zaczynają narzekać, zaczynają dawać znać, że coś nie działa, a może nawet odchodzą i zadają pytanie:
Kogo wyście wybrali???
W dzisiejszych czasach zadadzą to pytanie znacznie głośniej i jednoznaczniej niż 20 lat temu. Naprawdę, naprawdę, to nie jest kopanie piłki. Może masz farta i naturalne zdolności i szybko się uczysz i dostosowujesz i wyciągasz wnioski i zmieniasz i znowu dostosowujesz i dodajesz i ujmujesz i zmieniasz i poprawiasz. Może. I oby. Ale jeśli jesteś w takiej sytuacji, w takiej pozycji, a firma oferuje jedynie “Course for first time managers” to serio – poproś o coacha, poproś o mentora, albo rozejrzyj się w firmie i zidendyfikuj menedżera, od którego chciałbyś się uczyć i odezwij się do niego o wsparcie. Ja tak kiedyś zrobiłem. Bardzo, bardzo pomogło.
Chodzi o to, żeby mieć kogoś doświadczonego, z kim będzie można przedyskutować swoje bieżące wyzwania. Kogoś, kto doradzi, kto zada odpowiednie pytania i pomoże w sformułowaniu wniosków, akcji i sposobu postępowania na przyszłość. Kogoś, kto poszerzy horyzonty i pomoże uniknąć błędów, które w roli lidera potrafią być bardzo kosztowne i to pod wieloma względami.
Konsultowane rozpoznanie bojem
Instytut Gallupa jest znany z promowania idei funkcjonowania w oparciu o swoje talenty. Jest świetna, lekko napisana książka na ten temat “Po pierwsze złam wszelkie zasady” Marcusa Buckhingham’a. Gorąco polecam! Lecz czy sam talent wystarczy? Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że do odniesienia sukcesu w danej dziedzinie, jest to warunek konieczny, ale nie wystarczający. Na zdobycie biegłości w każdej dziedzinie potrzeba czasu. Leadership / przywództwo / zarządzanie nie jest tu odmienne. On the job training, albo jak wolą niektórzy rozpoznanie bojem jest tu w zasadzie nieuniknione. Pytanie, czy podczas tego boju masz kogoś, z kim możesz się na bieżąco skonsultować? Poszukaj – na pewno takie osoby są z najpewniej chętnie pomogą. Zachęcam również firmy do aktywnego wspierania osób nowych na swoich stanowiskach liderskich (niezależnie od szczebla). Przydzielcie im coacha / mentora, bądź zasugerujcie regularne spotkania z kimś, kto będzie dla nich wsparciem i intelektualnym sparing partnerem. Korzyści z takiego rozwiązania będą niepoliczalne.